środa, 6 czerwca 2012

Turcja - Bułgaria

Rano - bunt na pokładzie. Nigdzie dalej nie jedziemy zanim nie zamoczymy tyłków w morzu - prawdziwym. Postnowiono - zrobiono. Znaleźć czystą plażę blisko prortu - rzecz niemożliwa, trudno, sztuka kompromisów polegała tu na nie przejmowaniem się tłustymi plamami oleju na powierzchni. Kapiel zaliczona, 1,5 godzinne opalanie też - dzida autoostradą do Bułgarii.




Kraj ten nie odstaje za bardzo od Polski. Czuemy się niemal jak w domu. Lecimy jakieś 400 km i spimy na dziko, pod namiotami w górach. Ognisko, opowieści letniej treści - jest dobrze; nawet fochy dzisiejszego dnia chwilowo mijają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz